The World Games. Dzień 3.

Turniej ultimate na the World Games dobiegł końca. Na długo zapamiętamy rywalizację najlepszych drużyn globu na wrocławskich Polach Marsowych, codzienne frisbee w Polsacie i atmosferę sportowego święta, która udzieliła się wszystkim kibicom. Prześledźmy ostatni dzień rywalizacji, który miał wyłonić nowego mistrza the World Games!

Australia – Kolumbia 13:10

Kolumbia po dniu drugim zapewniła sobie miejsce w finale. Australia mogła obawiać się jeszcze o swój występ w meczu o 3. miejsce, bo, przy niewysokim zwycięstwie Japonii z Kanadą, mogła jeszcze spaść poza strefę medalową. Krokodyle zaczęły mecz bardzo ambitnie od prowadzenia 3-0. Mimo czasu na żądanie ekipy Kolumbii, to Australijczycy cieszyli się z zaliczki 7-2 po pierwszej połowie.

Druga połowa długo nie zapowiadała przebudzenia Kolumbii. Dopiero punkt Laury Ospiny na 11-7 i następujący po nim świetny pull, który dał Kolumbii trzeciego breaka z rzędu na 11-8 był dla nich impulsem do powrotu. Kolumbijczycy zdołali jeszcze raz przełamać na 12-10 i wspomnienia come-backu z pierwszego dnia przeciwko USA stały się żywe. Gdyby Yina Cartagena lepiej wymierzyła swój blok w obronie i nie pozwoliła Tomowi Tulletowi zdobyć ostatniego punktu, mielibyśmy do czynienia z kolejną fascynującą końcówką w tym turnieju.

Ambitni Australijczycy wybiegali zwycięstwo z Kolumbią. Foto: Staś Rządzki

Kanada- Japonia 13:6

Kanada podrażniona sobotnią porażką z Kolumbią pokazała ambicję i świetną grę. Po wygranej Australii musieli pokonać Japonię, by pozostać w grze o medale i szybko wzięli się do roboty. Ich silny defense 1 na 1 nie dawał Japończykom szans na uwolnienie w polu i spowodował kilka strat na resetach. Drużyna z Ameryki Północnej zdominowała pierwszą połowę (7-1).

W drugiej części spotkania byliśmy świadkami lepszej gry Japonii. Było już jednak za późno. Kanada grała praktycznie bezbłędnie i na każdy popis Japończyków reagowała jeszcze lepszym zagraniem ofensywnym. Od stanu 10-3 drużyny zagrały już punkt za punkt i tak oto Kanada z dużą dozą pewności siebie przypieczętowała swój występ w meczu o brąz.

Dopiero w drugiej połowie Japonia była wstanie grać na równi z Kanadą. Foto: Staś Rządzki

USA – Polska

Nasi byli już w trakcie rozgrzewki, kiedy ciemne chmury pojawiły się nad wrocławskim AWF-em i wszyscy obecni na stadionie zostali poproszeni o ewakuację. Silny wiatr poprzedził urwanie chmury. Zawodnicy czekali w szatniach na decyzję organizatorów. Mecz Polaków z Amerykanami nie miał już znaczenia ze względu na sytuację w tabeli. Obu drużynom zależało jednak, by się odbył, a jeszcze bardziej liczyli na to Kolumbijczycy, którzy już rozegrali swój mecz i przed ich oczami stanęła wizja występu w finale przeciwko bardziej wypoczętym Amerykanom.

Ostatecznie organizatorzy podjęli niełatwą decyzję odwołania meczu i zachowania czasu rozpoczęcia finałów według oryginalnej rozpiski. Ciężko znieśli to nasi reprezentanci, dla których mecz z Dream Teamem miał być spełnieniem sportowym marzeń. Trener Heiko Walldorf zabrał ich na puste boisko, gdzie przebiegało usuwanie szkód wyrządzonych przez burzę. Nasi zebrali się w kółeczku i przy pokrzepiającej przemowie trenera pożegnali się z the World Games.

Kanada – Australia 13 :11

Obie ekipy zagrały bardzo dobrą pierwszą połowę, ale to Kanadzie udało się zrobić dwa przełamania po asystach Morgana Hiberta i objąć prowadzenie 7-4. Jeśli chodzi o czysty styl gry, Kanada grała trzeciego dnia najlepiej ze wszystkich drużyn. Brendan Wong (5 goli) wciąż znajdował się wolny w zonie, a Mark Lloyd (5 asyst) prezentował niezwykłą pewność rzutową. Australia pokazała wspaniałą wolę walki i zbreakowała dwa razy w drugiej połowie, ale na Kanadę to nie wystarczyło. Zawodnicy z kraju syropu klonowego odwieźli przekonywające zwycięstwo i ochoczo rzucili się do rozdawania autografów i pozowania do zdjęć z radosnymi fanami zebranymi na arenie.

Dominujący występ Brendona Wong przyczynił się do zwycięstwa Kanady. Foto: Agnieszka Skorupka

Dominujący występ Brendana Wong przyczynił się do zwycięstwa Kanady. Foto: Agnieszka Skorupka

USA – Kolumbia 13:7

Pierwsza połowa meczu finałowego upłynęła pod znakiem serii punktowych. Najpierw prowadzenie zdobyli Amerykanie, by stracić je w 13 minucie po 3 punktach Kolumbii. w 21 minucie znów na czele było USA i połowę zakończyli z zaliczką 7-5. Było widać wnioski wyciągnięte po grupowej porażce. Amerykanie grali starannie i bez strat, uważali na każdy rzut oddany swoim dziewczynom w obawie przed napiętymi do skoku się sprężynami kolumbijskich zawodniczek. Obrona 1 na 1 w wykonaniu obrońców tytułu również mogła imponować i zmusiła Kolumbijczyków do dużej ilości błędów. Atak Amerykanów to popis indywidualnych umiejętności w przyjęciu. Tłum raz po raz oklaskiwał efektowne layouty.

4 przełamania na początku drugiej połowy przyklepały zwycięstwo Dream Teamu, którzy od stanu 11-5 nie dali już Kolumbii głosu w tym meczu. Srebrni medaliści mogą mieć do siebie sporo pretensji za występ w finale, ale nie są przecież pierwszą ekipą, która toruje sobie drogę do meczu o złoto, by ulec w nim drużynie spod znaku gwiazdek i pasów. W finale Amerykanie pokazali jakość, której Kolumbia nie była w stanie przelicytować.

Pullujący George Stubbs. Foto: Agnieszka Skorupka

Podsumowanie

Najpierw chciałbym pogratulować naszej Reprezentacji. Pokazaliście jak wielki potencjał drzemie na naszych boiskach i swoim poziomem profesjonalizmu zaimponowaliście wszystkim graczom i działaczom w kraju. Stworzyliście fundament pod drużynę, która w przyszłości może wiele zdziałać. Pokazaliście wiele ciekawych zagrań i wolę walki. Apel: czas wykorzystać nadchodzące dwa lata bez imprezy reprezentacyjnej na pracę u podstaw z młodzieżą!

Reprezentacja Polski na the World Games 2017 we Wrocławiu. Foto: Agnieszka Skorupka

Organizacja the World Games w Polsce od początku była uważana za wielką szansę naszej dyscypliny. Uważam, że tę szansę wykorzystaliśmy dobrze w kilku aspektach. Po pierwsze zwiększyła się świadomość istnienia ultimate wśród rodzimych kibiców sportu. Ilość czasu antenowego, który największa polska telewizja kablowa poświęciła na naszą dyscyplinę napawa optymizmem. Jakość transmisji i komentarza, którymi polskich kibiców uraczył Maurycy Szpak wspólnie z Filipem Gawęckim, pokazała widzom latające dyski jako efektowny i wymagający sport. Słowa Ireny Szewińskiej, która okiem lekkoatletki natychmiast doceniła altetyczność zawodników ultimate były również niezwykle pozytywne.

Organizacja turnieju zasługuje na duży poklask. Mimo skromnej areny, udało się stworzyć wspaniałą atmosferę, gdzie kibice doceniali każde dobre zagranie i każda drużyna zasłużyła na aplauz (na większy być może zasłużyli Amerykanie, ale problem z oklaskiwaniem czempionów udziela się nie tylko polskim kibicom…). Na wyróżnienie zasługują fani z Australii, którzy byli zdecydowanie najgłośniejszy nie wliczając potężnej grupy rodzimych entuzjastów latającego talerza.

Po trzecie cieszy to, co nastąpiło po zakończeniu turnieju. Wspólna impreza zorganizowana przez Reprezentację Polski okazała się sukcesem i przyczyniła się do integracji naszej sceny z najlepszymi zawodnikami świata. Może wyciągnięcie Beau Kittredge’a na parkiet nie posunie polskiego ultimate na wyższy level, ale namówienie go na udział w aż trzech treningach wrocławskich drużyn w dniach następnych już na pewno tak. Trener Mistrzyń Australii Ellipsis Ultimate poprowadził też trening dla dziewczyn w Warszawie. To najlepszy dowód na to, że nawiązane kontakty nie ograniczyły się jedynie do paru nowych znajomości w sieciach społecznościowych. 

Szkoda, że to już koniec tWG. Fajnie, jeśli nowe sportowe przyjaźnie i wyniesione doświadczenie zaowocują w przyszłości i Polska będzie aspirować do tego, żeby kiedyś jeszcze wystąpić na tej imprezie. Tym razem bez dzikiej karty organizatora!

Wszyscy będziemy tęsknić. Foto: Agnieszka Skorupka