Polska kadra na Mistrzostwach Świata 2016
Angielska pogoda…, Brexit…, historyczne pierwsze mecze z Japonią i Filipinami i krok dzielący nas od czołówki czyli Mistrzostwa Świata w Londynie za nami.
Już tylko rok dzieli nas od naszego głównego celu jakim są Światowe Igrzyska Sportowe we Wrocławiu i potyczki z pięcioma najlepszymi drużynami globu. Mistrzostwa Świata w Londynie miały być w zasadzie najważniejszym sprawdzianem Reprezentacji Polski przed przyszłoroczną imprezą.
Do Londynu jechaliśmy z ogromnymi nadziejami, wszak na turnieju w Amsterdamie, trzy tygodnie wcześniej zdobyliśmy brązowy medal. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że podróż na Wyspy będzie zupełnie innego typu doświadczeniem. Niewielu z nas miało okazję zmierzyć się podczas sportowej kariery z drużynami narodowymi z Ameryki, Azji czy Antypodów i każdy z niecierpliwością czekał na takie mecze.
Inauguracyjne spotkanie przyszło nam rozegrać z drużyną z Europy. Irlandia zdecydowanie była w naszym zasięgu. Ogrom przeżyć związanych z debiutem i świadomość gry na tak wielkim turnieju sprawiła, że nie rozpoczęliśmy tego spotkania najlepiej. Gracze z Zielonej Wyspy wspomagani przez zawodnika z profesjonalnej amerykańskiej ligi MLU zdobyli 3 punkty w meczu i tę przewagę utrzymali do przerwy. W drugiej połowie dużo lepiej radziliśmy sobie z obroną strefową przeciwników, ale ostatecznie przegraliśmy 12-14.
Drugiego dnia zawodów po raz pierwszy dała o sobie znać angielska pogoda. Mecz z Norwegią przyszło nam grać w ogromnej ulewie, a rzucając trzeba było brać poprawkę na silny wiatr. Aura faworyzowała Skandynawów, którzy każdy trening nad fiordami odbywają w podobnych warunkach. Jednak to my byliśmy o wiele bardziej doświadczoną drużyną i pozwoliliśmy naszym rywalom na zdobycie tylko czterech punktów w całym meczu.
Popołudniowy mecz z Chinami, rozgrywany już w pełnym słońcu, okazał się jeszcze lepszy w naszym wykonaniu. Gracze z Państwa Środka ogromnie się starali, ale brakowało im umiejętności, by skutecznie przeprowadzić atak. W pierwszej połowie tylko dwukrotnie złapali dysk w naszej strefie punktowej, w drugiej partii ta sztuka już im się nie udała. Wygraliśmy 15 -2 i z drugiego miejsca w grupie awansowaliśmy do kolejnej rundy.
Nasze marzenia zaczęły się ziszczać. Kolejną drużyną z którą przyszło nam się zmierzyć była reprezentacja Japonii. Nie byliśmy faworytem tego spotkania i nie mogliśmy też liczyć na to, że rywal nas zlekceważy. Kilkuosobowy sztab trenerski Azjatów skrzętnie notował wszystko to co zaobserwowali na naszej rozgrzewce… swoją drogą poprowadzoną przez Maćka perfekcyjnie do tego stopnia, że z podziwem obserwowali ją przygotowujący się do meczu obok Amerykanie.
Japończycy nie pozostawili nam złudzeń. Pierwszy punkt zdobyliśmy przy stanie 0-4, a w całym meczu skompletowaliśmy ich raptem pięć. Znani ze swojej szybkości i perfekcyjnych rzutów rywale doskonale wykorzystywali swoje atuty. Nie graliśmy źle, ale brakowało w naszych akcjach ofensywnych kropki nad i. Tracąc często dysk pod zoną przeciwnika, dawaliśmy szansę, którą oni bezbłędnie wykorzystywali.
Niewiele lepiej wyglądał nasz mecz z gospodarzami turnieju Brytyjczykami. Rywale mając w pamięci porażkę z nami na turnieju przygotowawczym we Frankfurcie wyszli na spotkanie niezwykle skoncentrowani. Nie postawiliśmy Wyspiarzom zbyt trudnych warunków i ulegliśmy 6-15.
Aby zachować cień szansy na grę w ćwierćfinałach, kolejnego dnia musieliśmy pokonać Belgów. Zaczęliśmy niesamowicie – od prowadzenia 7-2. Nasze akcje zazębiały się i widać było, że coraz lepiej rozumiemy się na boisku. Graliśmy odważnie i z polotem. Do czasu… Jeszcze przed przerwą Belgowie zdobyli trzy punkty z rzędu. Zmiana obrony na grę strefową, wymuszała na nas straty, które z kolei rywale konwertowali na punkt, doprowadzając tuż przed końcem spotkania do stanu 13-13. Ostatnie słowo należało jednak do nas. Zaczynając ostatni punkt meczu w ofensie, pewnie podawaliśmy między sobą dysk i to nas czekał baraż o ćwierćfinał z Filipinami.
Droga przed czołową ósemką mistrzostwa rozciągała się przed nami, wystarczyło pokonać Filipińczyków, o których wiedzieliśmy że są mocni, ale wierzyliśmy w naszą siłę. Zagraliśmy dobrze, dając mocną presję w obronie i nie popełniając rażących błędów w ataku. Na przeciwników tego dnia było to jednak za mało. Tylu szalonych rzutów w wietrznych warunkach nasze oczy nie widziały chyba nigdy. Nieważne czy hammer z połowy boiska, czy jakiekolwiek inne podanie, wszystkie sięgały celu. Filipińczycy byli w tym elemencie bezbłędni i zasłużenie wygrali 15-9.
Pozostała nam walka o miejsca 9-16, a naszym kolejnym rywalem była reprezentacja Portugalii. Niestety w roli głównej wystąpiła angielska pogoda. Wielka ulewa pozamieniała boiska w ogromne kałuże. Organizatorzy pozwolili kontynuować zawody tylko drużynom walczącym o podium. Przed resztą drużyn stanęło widmo końca imprezy. Sytuacja wyjaśniła się dopiero następnego dnia.
Okazało się, że mecz z Portugalią był naszym ostatnim meczem na turnieju. Od początku spotkanie było bardzo wyrównane. Obie drużyny prezentowały podobny poziom sportowy, a rywalizacji towarzyszyła iście przyjacielska atmosfera na boisku. Wygraliśmy 11-10 i wraz z drużynami Irlandii, Niemiec i Czech zajęliśmy ex aequo 9. miejsce na świecie.
Przed nami jeszcze wiele pracy, ale ogrom doświadczenia zebranego podczas walki z czołowymi drużynami świata z pewnością zaprocentuje za rok. Lipiec poświęcamy na odpoczynek i regenerację, bo już za miesiąc kolejne zgrupowanie.